11 maja 2024r. Imieniny: Igi, Miry, Lwa
Gospodarz strony: Andrzej Dobrowolski     
 
 
 
 
   Starsze teksty
 
O własności państwowej - z >Przygód Jonatana<

http://www.czasgarwolina.pl     Czas Garwolina rozpoczyna przedstawianie kolejnego cyklu wypisów z ciekawej książki. "Przygody Jonatana" amerykańskiego profesora ekonomii Kena Schoollanda opisują perypetie chłopca, którego sztorm zagnał na wyspę rządzoną według współczesnej metody socjalistycznej, i gdzie chłopiec ma okazję poznać mankamenty życia urządzonego przez "lordów oświeconych" własnym Małym Rozumkiem.

     Ponieważ spędziłem ostatnio sympatyczne sobotnie popołudnie z kolegami z SdG nad prywatnym stawem, wybrałem bajkę umiejscowioną w podobnej scenerii.

      Pozwoliłem sobie wyróżnić żółtym kolorem jej fragment pokazujący jak socjalizm zabija umiejętność żywienia wdzięczności wobec swoich dobroczyńców. Skoro wszystko każdemu się i tak należy ...

                                                                                                      Andrzej Dobrowolski

 

Rozdział III. Tragedia własności państwowej

   Szlak, którym Jonatan podążał przez dżunglę, stał się teraz nieco szerszy. Słońce było w zenicie, gdy dotarł do niewielkiego stawu. Nabierając do rąk wody, usłyszał za plecami ostrzeżenie:

     - Na twoim miejscu nie piłbym tej wody.

   Jonatan obejrzał się i zobaczył staruszka klęczącego przy brzegu i czyszczącego kilka drobnych rybek. Obok stał koszyk, kołowrotek i trzy wbite w muł wędki, których żyłki zanurzone były w wodzie.

     - Biorą? - zagadnął uprzejmie młodzieniec.

    - Eee, gdzie tam - odparł staruszek rozdrażnionym głosem, nie unosząc nawet głowy. - Dzisiaj udało mi się złowić tylko te drobiazgi.

   Kroił je na płaty i wrzucał do rondla zawieszonego nad dymiącym ogniskiem. Zapach smażących się ryb był rozkoszny.

    Jonatan zauważył, że kosmaty kot w rude prążki, który podążał za nim od jakiegoś czasu, dobiera się do resztek ryby. Jego pyszczek ociekał wodą.

     - A jaką założył Pan przynętę? - spytał Jonatan, który sam był doskonałym wędkarzem.

     - Przynętę miałem dobrą synku - staruszek spojrzał na niego z zadumą. - To najlepsze ryby w tym bajorze.

http://www.czasgarwolina.pl     Jonatan wyczuł, że tamten nie jest w nastroju do rozmowy, więc uznał, że lepiej na razie zamilknąć. Po pewnym czasie starzec kiwnął na niego głową, zachęcając, żeby usiadł przy ogniu i poczęstował się rybą z kromką chleba. Nasz rozbitek rzucił się łapczywie na jedzenie, choć miał wyrzuty sumienia, że pozbawia rybaka części bardziej niż skromnego obiadu. Po posiłku Jonatan nie odzywał się słowem, czekając, aż staruszek zacznie swą opowieść.

     - Przed laty można było tu złowić naprawdę taaakie ryby. - rozpoczął z nostalgią, - ale wszystkie wyłapali. Te małe płotki to wszystko, co zostało.

      - Ale te małe chyba kiedyś urosną? - Jonatan patrzył na przybrzeżne szuwary, gdzie mogły żerować całkiem spore sztuki.

      - Nie da rady! Wędkarze, którzy tu przychodzą, wyłapią je jeszcze gdy będą młode. Co gorsze ludzie wyrzucają śmieci po tamtej stronie stawu. Widzisz ten gruby kożuch na wodzie?

     - A dlaczego zabierają panu ryby i wrzucają odpadki do pańskiego stawu? - Jonatan nic z tego nie rozumiał.

      - O nie, staw nie jest mój. należy do wszystkich, tak jak potoki i lasy.

     - Czyli te ryby także należą do wszystkich, ze mną włącznie? - dopytywał się Jonatan, nie czując już aż takich wyrzutów, że jadł ryby których nie złowił i nie przygotował.

     - Niezupełnie - odparł staruszek - bo to, co należy do wszystkich, nie należy właściwie do nikogo. Chyba, że ryba nadzieje się na mój haczyk, to wtedy jest już moja.

      - Nie pojmuję - Jonatan zmarszczył czoło i powtórzył z namysłem mówiąc trochę do siebie, a trochę do wędkarza.

     - Ryby należą do wszystkich, czyli do nikogo, chyba że któraś nadzieje się Panu na haczyk. Wówczas taka ryba należy do Pana? A czy jakoś troszczy się Pan o nie, dokarmia je jakoś?

     - Jeszcze czego! - drwiąco odparł rybak. - Po co mam zajmować sie rybą, którą ktoś może lada dzień złowić i zjeść? Wystarczy, że ktoś złapie rybę albo zanieczyści staw śmieciami, a wszystkie moje starania pójdą na marne.

      Po czym spoglądając z żalem na wodę, dodał: - Szczerze mówiąc, bardzo chciałbym być właścicielem tego stawu. Wtedy naprawdę zaopiekowałbym się rybami. Troszczyłbym się o nie, tak jak jeden hodowca o bydło w sąsiedniej dolinie. Hodowałbym najzdrowsze i najtłustsze ryby w okolicy, w pobliże stawu nie przedostałby się żaden kłusownik czy śmieciarz. Na pewno bym tego dopilnował.

     - A kto teraz zajmuje się stawem? - przerwał mu Jonatan.

    - Rada Lordów - rysy wędkarza stężały. - Wybierają ich co cztery lata, a oni mianują zarządcą stawu i opłacają go sowicie z moich podatków. Ma on za zadanie pilnować, żeby nie wyłapano zbyt wielu ryb i nie zanieczyszczano wody odpadkami. Co najzabawniejsze, znajomi Lordów łowią tu najwięcej i wyrzucają całe góry śmieci.

     Rybak i chłopiec przysiedli i przyglądali się, jak wiatr tworzy wzory z fal na srebrnym stawie. Jonatan spojrzał na przyczajonego rudego kota, zapatrzonego w rybią głowę na talerzu. Rzucił mu ją, a kot złapał kąsek jedna łapą. Kocisko w ogóle wyglądało zawadiacko, z jednym obszarpanym uchem, zapewne w jakiejś minionej bitwie.

      Przemyślawszy dokładnie słowa wędkarza, Jonatan zapytał:

      - Czy staw jest dobrze zarządzany?

     - A co, nie widać? - burknął tamten. - Spójrz tylko na rozmiar tych rybek, które złowiłem. Wygląda to tak, jakby kurczyły się wraz ze wzrostem pensji zarządcy.

 

http://www.czasgarwolina.pl

Ken Schoolland


Książka dostępna w księgarni tygodnika Najwyższy Czas!

 

      "Powinno się przesłać 560 egzemplarzy tej książki na adres Sejmu i Senatu RP. Książkę należałoby tez nakazać zakupić Ministerstwu Szkolnictwa i rozdać darmo wszystkim uczniom szkół gimnazjalnych i średnich, może po przeczytaniu zechcą zmieniać własny kraj, miast uciekać za granicę./.../

     P.S. Mądrzejszej opowieści dawno nie czytałem

Tadeusz Drozda

.